AFRICAN ROAD TRIP czyli MAROKO-MAURETANIA-SENEGAL-GAMBIA BUSEM

Zawsze staram się Wam odpowiadać na wszystkie pytania. Chociaż pytanie dotyczące mojego wieku, jakoś tak zawsze sprytnie omijałam. To oczywiście nie moja ignorancja, szczegółowo zaplanowana historia.

Za niecały miesiąc kończę ( i oczywiście Martynka też) swoje 30-ste urodziny!

Nie zrozumcie mnie źle, wprawdzie w blogosferze mogę czuć się niczym szafiara emerytka, ja nie wstydzę się tego ani trochę, przeciwnie uważam, że obecny okres jest tym najlepszym w moim życiu. Razem z Martyną i Markiem uważamy, że życie to dzieło sztuki i trzeba przeżywać je z fantazją. Ja, kolekcjonerka niesamowitych wrażeń, zawsze potrzebuje skrajnych emocji, bo panicznie boję się rutyny. Oni zresztą też. Nie mogłam sobie zrobić większego prezentu na 30- ste urodziny niż fakt, że spędzę go w takim miejscu.

Dreams come true!

africa

To już dziś! Właśnie rozpoczyna się nasz wielki projekt, wyprawa African Road Trip.

Podróżnicze spełnienie naszych marzeń, wyprawa życia (chociaż z każdą nową wyprawą tak mówimy hihi).  Jedno jest pewne, wszyscy jesteśmy na maxa podekscytowani. Jest godzina 0:23 , dokładnie za 6,5 muszę wyruszyć na lotnisko. Dziś nie zasnę. .Może nawet nie z samej ekscytacji, muszę pozamykać jak najwięcej spraw przed wyjazdem. A tych niestety jest nie mało. Wyjeżdżam właśnie na miesięczną wyprawę! Pierwszą tak długą w moim życiu. Wyjazdów do Maroka nie liczę, bo jadę tam jak do swojego drugiego domu w którym mogę wykonywać swoją pracę. Tym razem będzie inaczej.

Gdzie  jedziemy? Jak powstał pomysł naszej wyprawy ? Czego się boję najbardziej?
gambia

Na mapie wygląda to mniej więcej tak jakby przejechać z Hiszpanii czy Francji do Portugalii. A to ponad 9,000 tysięcy km. 2 razy tyle co z Maroka do Polski ( pamiętacie nasz zeszłoroczny Euro Trip Maroko – Polska?). Po za tym jest jedna zasadnicza różnica. Tym razem nie jedziemy autostradami, a bezdrożami i pustynią.

Chyba do końca nie wierzę, że się udało. Nie. Skłamałabym, gdybym tak powiedziała głośno. Tak naprawdę, wiedziałam, że się uda. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Ale kto by pomyślał, że luźna rozmowa przy wigilijnym stole w Maroku przerodzi się w coś realnego?

Przygotowania zaczęliśmy prawie od razu. A w zasadzie głowa naszej wyprawy, czyli mój chłopak Marek.  To nie jest tak, że kreśliliśmy palcem na mapie destynacje.  Najpierw był długi research, sprawdzanie, dowiadywanie się, upewnianie się czy jest bezpiecznie, czy ebola już zażegnana. Potem sprawdzanie terminu, kompletowanie ekipy i decyzja. Robimy to! Jedziemy.

Co trzeba wiedzieć i zrobić przed wyjazdem:

Trasa i program

Marek zajął się programem i trasą. To jest człowiek, który w Pcimiu Dolnym potrafi zafundować Ci przygodę życia. To nawet nie moje słowa a mojej siostry. ( Jeśli chcesz się o tym przekonać koniecznie wybierz się na jeden z organizowanych przez nas wyjazdów do Maroka< KLIK >) Zaczynamy w Rabacie w Maroku i jedziemy na, już dobrze mi znane południe Maroka. Dalej przez Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal aż do Gambii. Kto wie może skusimy się na Gwineę Bissau. Po drodze niezliczone atrakcje i miejsca, które warto zobaczyć: łuki skalne w Legzirze, cmentarzysko statków, rezerwat dzikich zwierząt, różowe jezioro, miasta, miasteczka, bazary. Mam dalej wymieniać?

PRZYGOTOWANIA DO WYPRAWY STEP BY STEP

Bilety lotnicze

Do Rabatu lecę razem z dwoma uczestnikami wyprawy  Ryanair’em : Warszawa Modlin– Bruksela – Rabat za 330 zł. Marek jest już na miejscu, Martyna leci z Gdańska w podobnej cenie, a Jugi leci z Warszawy,tylko trochę później przez Londyn.

Cała trasę Rabat-Sahara Zachodnia- Mauretania – Senegal- Gambia pokonamy naszym surf vanem, którego uwaga uwaga na miejscu sprzedamy i wrócimy samolotem. Dlatego tu utrudnione zadanie dla Skurki szafiary. Musi spakować się tak, aby wszystkie klamoty, które weźmie do samochodu zmieściły się w drodze powrotnej w plecaku w samolocie. Oczywiście mówimy tu o bagażu podręcznym, bo przecież latamy tanimi liniami. Sztuka podróżowania. I tutaj muszę Wam coś wyjaśnić. To nie są już czasy studenckie, gdy oszczędzamy na biletach, dlatego, że nie mamy kasy. Punktem honoru Marka jest znalezienie jak najtańszego biletu lotniczego. Po co przepłacać, gdy tanie bilety są w zasięgu naszej ręki. Ale o tym przekonaliście się już w jego pierwszym wpisie tutaj.  Chociaż w podróżowaniu nie ma dla nas finansowych granic. Z Afryki wracamy z Dakaru bez pośrednim lotem do Barcelony za 160 euro. Liniami Vueling Airlines. Latają raz w tygodniu (!). Budżetowo okazało się, że bardziej opłaca się wylecieć po 4 tygodniach w Afryce niż po 2. Bilety na koniec marca były po 350 euro. A za różnice w cenie można spokojnie zostać na miejscu  jeszcze 2 tygodnie i zachwycać się Afryką. Zawsze lepiej wydać te same pieniądze na pobyt niż na bilet lotniczy prawda? Z Barcelony do Warszawy wracamy za 40 funtów. Latanie potrafi być naprawdę tanie prawda?

Wizy

Mauretania – wizę można wyrobić w 1 dzień . Najbliższe miejsce – Rabat. Pamiętacie naszą ostatnią wizytę w tym miejscu? No to już wiecie w jakim była celu. Do końca nie wiedziałam, czy przypadkiem nie dołączę do wyprawy gdzieś w trasie, dlatego nie chcieliśmy ryzykować i zrobiliśmy ją wcześniej. Reszta ekipy zrobi ją jutro. Z Polski najbliżej można zrobić wizę w Berlinie.

Senegal – musieliśmy zarejestrować się online na stronie www.visasenegal.sn i wyrobić pre-wizę. Koszt to 52,5 euro. W formularzu zaznaczyliśmy, że odbierzemy wizy w Mauretanii.          Tam pobiorą od nasze dane biometryczne, odciski palców i zrobią zdjęcia. Rejestrując się online należy podać adres pobytu w Senegalu, czyli adres jakiegoś hostelu albo campingu.

Gambia – wizy dla Polaków nie są tu wymagana! Jupi! Przynajmniej gdzieś!

Bezpieczeństwo

Nie ukrywam, że to pierwsze pytanie jakie słyszeliśmy w kontekście naszej decyzji o wyprawie. Czy się boimy? Póki co najbardziej boje się braku wifi (podobno w Gambii na cały kraj są dwie kafejki internetowe!), ale Marek zapewnia, że internet będzie co 2-3 dni. Cóż, zobowiązania wobec moich czytelników są dla mnie nadrzędną sprawą. Jesteśmy szaleni i spontaniczni, ale bezpieczeństwo i dobry research  jest dla nas priorytetem.  Nasi znajomi Marokańczycy, przemierzyli już kiedyś tę trasę. Da się! Trochę z przymrużeniem oka czytamy jednak opisy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Od kiedy w radiu usłyszałyśmy, że odradzają wyjazd do Afganistanu, Iraku i Tajlandii (były protesty w tym kraju, a moja siostra akurat wróciła z 10 -miesięcznego pobytu w tym kraju), przestałyśmy im bezgranicznie wierzyć. Co sądzą o tym pomyśle nasi rodzice? Czy przypadkiem nam nie odradzają? A skąd! Jest tylko jeden warunek. Dobre ubezpieczenie. I wtedy możemy jechać. Wiemy, że rodzice z radością będą śledzić każdy nasz krok i z dumą lajkować posty na fejsiku. Wybaczą nam nawet fakt, że kolejne Swięta Wielkanocne spędzimy gdzieś na końcu świata.

Ubezpieczenie

Wykupiłam podróżne w Allianz. Cena 255 zł ( na miesiąc)

Szczepienia

Obowiązkowe – Żółta Febra. O ile jadąc do Maroko nie są konieczne żadne szczepienia o tyle do w/w krajów już tak. W Polsce to koszt około 250 zł ( zrobicie je np. w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie ), w Maroku można je zrobić np w Cassablance w której zapłaciliśmy ok 80 zł. Przez tydzień po szczepieniu nie można pić alkoholu (tak jakbym przed szczepieniem piła ). Mogą pojawić się objawy grypy (gorączka, biegunka etc.) Mnie to ominęło, ale Marka i chłopaków już nie. Po szczepieniu otrzymujemy międzynarodową książeczkę szczepień, którą zawsze musimy mieć ze sobą w podróży razem z paszportem.

Pamiętajcie podróżnicy muszą być zabezpieczeni. Choroby nie potrzebują paszportu!

11062992_10205308914715630_385178041_n copy

Zalecane  szczepienia– żółtaczka A i B, dur brzuszny (my nie robiliśmy) . Występuje pewne zagrożenie malarią, dlatego zabieramy ze sobą repelenty, kremy i spreje oraz moskitiery.

szczepienie żółta febra, african road trip, senegal, gambia, mauretania, maroko, przygotowania do wyjazdu do afryki

Pakowanie

Doświadczenie w pakowaniu już mam nie małe. Ale tym razem jest inaczej. Bo jak się spakować  jako podróżnik i jako szafiareczka, która chciałaby codziennie wrzucać sweet focie w innym ciuszku? Szczerze przyznam, że gdyby nie świadomość tego, że to jak wyglądam i co mam na sobie jest poniekąd moją pracą i jakimiś tam zobowiązaniami, wystarczyłyby mi dwa t-shirty, japonki i bikini. Niemniej jednak fakt, że na miesiąc pakuje się w małą walizkę i daje radę napawa mnie nie małą dumą. Są pewne patenty na to, żeby z pozoru mała kabinówka pomieściła wszystko to, co Ci potrzebne, ba wręcz niezbędne. Jak i to czego nie potrzebujesz, a wydaje Ci się, że bez tego nie przeżyjesz. Chyba napiszę kiedyś o tym post!

Ostatnia myśl  wychodząc z domu: paszport jest ? pieniądze ? karty płatnicze? telefon? komputer + ładowarki?Są? Są. Reszta jest mniej ważna. Bez tego dacie radę. Raz wychodząc z domu zapomniałam portfela. Posiadanie telefonu pozwoliło poruszać mi się po mieście tylko i wyłącznie za pomocą różnych aplikacji. Fajny miejski challenge.  Musicie spróbować.

Jedzenie

I tu znowu muszę napisać małe wyjaśnienie. Fakt, że zabieramy ze sobą jedzenie, puszki, konserwy, gorące kubki (ha! na samą myśl o tym przestaje robić się głodna!) nie jest szukaniem oszczędności, ale raczej uniwersalnym rozwiązaniem na to co zrobić, gdy przez setki kilometrów pustyni nie ma gdzie tego jedzenia po prostu kupić! Więc, gdy koleżanka słysząca te wszystkie historie o wyprawach pyta o to czy nie przeszkadza mi to, że nie będzie np gdzie się umyć, nie robi na mnie to najmniejszego wrażenia. Uśmiecham się wtedy tylko sama do siebie. Strefa komfortu przesuwa się wraz z Twoim położeniem i tym co przeżywasz. Pamiętam jak w zeszłym roku podczas maratonu w Marrakeszu musiałam, cóż… załatwić swoje potrzeby w miejscu nie do  końca do tego przystosowanym (pisałam o tym tutaj). Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie, albo sprawiło, że chociaż na chwilę czułam się zawstydzona? Nie. Kwestia wyboru i priorytetów. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię  nie ukończę biegu. W ubiegłym roku w Rimini wyszłam sobie na krótką dyszkę, ale zgubiłam się i z dyszki wyszło 20 km. Pamiętam, że byłam wtedy tak spragniona, że przysięgam jeszcze chwila i wypiłabym wodę z kałuży.  Kilka lat temu wybrałam się z mamą i siostrą na eksploracje Islandii, śpiąc w namiocie przy 4 stopniach Celsjusza. Czy myślicie, że myśli się wtedy o myciu? Nie. Są  inne potrzeby. Chcesz, żeby Ci było ciepło! To taka dygresja od tego, czy przeraża mnie fakt, że mogę się przez kilka dni nie umyć, albo, że nie zjem rano owsianki z jagodami goji.

Pieniądze

Do tej pory wydaliśmy na bilety lotnicze, szczepienia, wizy ok 1400zł.Prognozy tego ile jeszcze będziemy potrzebować pieniędzy :

Na odcinek: Rabat-Banjul (13 dni), potrzebujemy minimum 150 euro na wyżywienie, napoje. Minimum oznacza, że głodni nie będziemy, ale na jakieś pamiątki i szaleństwa nie starczy. Więc tutaj nasze budżety i kalkulacje nie dotyczą absolutnie tego ile wydam pieniędzy np na marokańskie sukienki ( a może ktoś ze straganu będzie miał ochotę rozliczyć się w barterze ? LOL )
Optymalne minimum to powiedzmy 200 euro (będzie zapas na jakąś pamiątkę dla babci, z 250 euro będzie już zapasem na melanż, a z 300 euro pewnie i na dziewczyny na rurkach:) To oczywiście nie moje słowa a Mareczka, któremu widać humor mocno dopisuje. Ja dziewczyna na rurce nie potrzebuję dodatkowych eurasów. Chętnie zrobię trening na przydrożnym znaku drogowym.
Odcinek 24.03-09.04 to minimum 200 euro, plus 50 euro zapasu na wypadek gdyby potrzeba było druga wize do Senegalu.  Wynajem mieszkania to koszt  75 euro na  osobę i po 50 euro na jedzenie. Podobno za taką kwotę będziemy tam żyć jak królowie:)   Dojazd do Dakaru to  około 20 euro/os. Nocleg w Dakarze około 15 euro. Oczywiście zawsze trzeba mieć ze sobą więcej o 100 euro (5 x 20 euro) na wypadek awaryjnej sytuacji. Karty? Bankomaty? Nie koniecznie mogą się sprawdzić w tej sytuacji.

Czy już wspomniałam o tym, że jedziemy samochodem? Tak. O tym, że trzeba go odpowiednio przygotować na taką wyprawę pisać nie będę,bo przecież się na tym nie znam. W kolejnych postach Marek obiecał, że dowiecie się jak dotrzeć do Gambii autem, jak je tam sprzedać i odzyskać zainwestowane w auto i podróż pieniądze. Opowie Wam szczegółowo jak zaplanować taki wyjazd i mam nadzieje, zainspiruje Was do wyjścia z Waszych wygodnych szuflad i ruszenią w świat.

Wiecie co mnie jeszcze zachwyca w tych podróżach?  Fakt, że nie muszę ściągać zdjęć tych wszystkich magicznych zdjęć z Pinteresta. Ja mam swoje własne…

…A każda nowa wyprawa jest dla mnie twórczym wyzwaniem.

To co jeszcze mnie czeka, jak spędzę swoje wymarzone 30ste urodziny, dowiecie się w następnym odcinku. Mam jeszcze dla Was kilka niespodzianek  hot newsów.Trzymajcie proszę za nas kciuki tak jak trzymają rodzice i nasi Patroni medialni.

DOŁĄCZ DO NASZEJ KOLEJNEJ PODRÓŻY.

<< SZCZEGÓŁY ZNAJDZIECIE TUTAJ  >>

Partnerem mojej wyprawy jest :

OLYMPUS.

olimpus-logo
Szalenie miło jest nam poinformować, że patronat nad wyprawą objęło :

Radio Gdańsk

RG logo

Travel Channel.

travel-channelPortal Monoloko.

monoloco_wzor

Magazyn Dolce Vita.

dolce-vitalogo

Portal my3miasto

logo-my3miasto