MOROCCAN CHRISTMAS TIME

Święta, święta i po świętach… Trochę odgrzewany kotlet, bo o świętach nikt już nie pamięta pochłonięty wirem pracy. Jednak dopiero teraz mam chwile, a w zasadzie siły na pewne refleksje związane ze Świętami Bożego Narodzenia. Tuż przed Wigilią wpadłam niestety w szpony wielkiego choróbska, które nie chciało się ode mnie uwolnić. Dlatego teraz czuję się trochę jak po przebudzeniu zimowym.  Ten post powstał niejako w odpowiedzi na Wasze pytania dotyczące spędzania Świąt z dala od domu rodzinnego. Jak niektórzy z Was zaobserwowali ( głownie śledząc mnie na Instagramie), tegoroczne Święta były trochę inne niż dotychczas. Pierwsze takie, bo… marokańskie?Bo daleko? Jeszcze przed Wigilią koleżanka zapytała mnie czy nie smutno mi, że nie będę spędzać Świąt z rodzicami? Potem pojawiły się kolejne pytania czy nie żałuje, że nie spędzam ich w domu.
Jedyne czego w życiu żałuję, to zmarnowanych, niewykorzystanych okazji. Głupoty swojej nawet nie żałuje, bo często przynosi mi ona jakąś nauczkę na przyszłość i wnioski z których się mniej lub bardziej uczę. A to, że napiszę, że nie było mi smutno, że Święta spędzę bez rodziców, nie oznacza, że ich nie kocham 🙂 Przeciwnie, myślę, że są bardzo dumni z faktu, że razem z moją siostrą mamy okazję poznawać inną kulturę. Bo tak naprawdę, dopiero teraz doceniamy to wszystko, co wpajali nam przez lata. Że nie prezenty są najważniejsze, ale najpierw wspólna kolacja, rozmowy, kolędowanie. Te wszystkie potrawy, zapach i aromat świąt, który czuć już na kilka dni przed Wigilią. Ubieranie choinki, czy cała ta cudna, świąteczna otoczka.
W życiu dokonujemy wyborów. Coś za coś. I ja takiego wyboru dokonałam. I jasne, że zazdrość pukała do drzwi, gdy widziałam te Wasze wszystkie piękne zdjęcia choinek, białego śniegu. Naprawdę! Słysząc pytania w stylu “czy nie żałuję”, zastanawiałam się jak ktoś w ogóle może mieć sumienie pisać coś takiego. Bo to trochę jakby umniejszać i zabierać mi to szczęście i odwagę, która związana było z tą decyzją. Czy aż tak cieżko jest nam znieść fakt, że ktoś żyje swoimi marzeniami? Pamiętam, jak moja siostra spędzała swoją pierwszą Wigilię w Chinach i na skype opowiadała, że to wcale nie taka kolorowa bajka jak mi się zdaje. I pomyślałam sobie : oho następną będzie spędzać na pewno już w domu. Ale to, że było jej ciężko, wcale nie oznaczało, że kolejnej nie spędzi w równie egzotycznym i dalekim miejscu.. Dziś to wiem. To, że zazdrość z powodu białego śniegu, choinki czy całej tej świąteczno- rodzinnej atmosfery jest i będzie obecna (co z góry wiadomo, że nie jest przyjemnym uczuciem) nie oznacza, że żałuje tej decyzji. To koszt mojego wyboru. Na który w moim życiu na pewno będę skazana jeszcze nie jeden raz.
Wiem, że teraz modnie jest jechać do jakiegoś kurortu wstawiać zdjęcia bałwanów, czy choinek z plaży, a Wigilię spędzać na leżaku. Nigdy to nie było moim celem. Moje zdjęcia to bardziej chęć pokazania Wam alternatywnej możliwości spędzania świąt i poznawania innej kultury. I wiecie co? Z tego mojego Wigilijnego stołu, wcale nie ten krab czy homar smakowały mi najbardziej, tylko łazanki. Bo wtedy poczułam, że tak naprawdę nie ważne jest gdzie spędzasz te Święta, ale co masz w sercu i jak chcesz aby one wyglądały. Ja wiedziałam, że punktem honoru jest to aby tradycji stało się za dość i choć w minimalnym stopniu przemycić wszystkie znane mi z rodzinnych Świąt akcenty i elementy tradycji. Choinka powstała z kilku liści palmy, kilka ozdób udało się wcisnąć do podręcznej walizki. Ba, nawet podzieliliśmy się opłatkiem z marokańczykami! Nie ukrywam,że trochę jestem dumna z mojego świątecznego marokańskiego stołu. Efekt widzicie poniżej. A ktoś z Was ma podobne doświadczenia ze Świętami spędzanymi poza domem? 


Marokańskie mikołaje też dotarły.

Miał być karp, ale cóż… nie wyszło.